Najcudowniejsze dwa tygodnie z ostatniego roku:-)
Po dość długiej podróży w sobotę po południu wyruszyliśmy z Sukosanu w dwutygodniową podróż po chorwackich wysepkach. Mieliśmy trochę pietra, bo łódka nie miała steru stumieniowego, za to była dość krótka i miała wysokie burty, co znacznie utrudniało manewrowanie nią w porcie przy wietrze. A w zasadzie całe dwa tygodnie towarzyszył nam wiatr. No i byliśmy na niej tylko we dwoje. Czasem nie wiedziałam, czy chronić burty, czy rzucać cumy, czy usiąść i płakać 😉
Naszym pierwszym celem była wyspa Vis gdzie Nautica w tym roku otworzyła nową bazę nurkową. Zaplanowaliśmy starannie dwa dni nurkowe. Było intensywnie. I nurkowo i towarzysko. Trochę znanych (żeby nie napisać starych;-), trochę nowych twarzy. No i całe młode pokolenie stażystów – dorosłych już dzieci pokolenia założycieli firmy. Bardzo miło spędziliśmy czas. A najbardziej budujące było dla mnie to, że już zawsze będę się cieszyć widząc, że deszcz ma krople. Zastanawialiście sie kiedyś ile radości codziennego życia przechodzi nam koło nosa codziennie? Miśka, strasznie się cieszę, że się zdecydowałaś na operację oczu i tak pięknie to podsumowałaś!
Z Visu popłynęliśmy na Hvar gdzie przycumowaliśmy na kolejne trzy dni przy drugiej, a w zasadzie pierwszej bazie Nautica. Te dni zleciały nam na lenistwie w miłym towarzystwie. Zjedliśmy kolację w naszej ulubionej knajpce o nazwie Ermitaż w Starym Gradzie. Zaleś oczywiście lignie na żaru (czyli grillowane kalmary )- jadł je przy każdej okazji, ja jakąś rybke z grilla opalanego drzewem. Knajpka jes pod gołym niebem, a w zasadzie pod sosnowymi drzewami na tarasie starego, kamiennego domku. Wszystko jest tam idealne…
Drugi tydzień spędziliśmy już naprawdę we dwoje przemieszczając się pomiędzy wyspami. Codziennie rano kąpiel w morzu, śniadanie z aromatyczną kawką i ustalanie kolejnego celu na mapie. Potem lunczyk w zatoczce, kąpiel, relaks, książka i szukanie miejsca na nocleg. Większość nocy spędziliśmy stojac na bojkach w różnych uroczych zatoczkach. Zasady są proste. Stoisz za darmo, ale na kolacje zapraszają do „gospody” na lokalne jedzenie. Zawsze świeże i smaczne. Dwa razy zawitaliśmy też na plantacje małż. Nigdy nie sądziłam, że tak polubię te robaczki w czosnku i winie z cytryną. Tylko raz stanęliśmy w maleńkim porcie na Kornatach. Okazało się, że nie ma tam prądu, a dla prądu podjęliśmy decyzję o postoju w porcie – musieliśmy naładować akumulatory. Ale było tak pięknie, że zostaliśmy. Godzinę po nas przypłynął kuter, z którego nasi gospodarze kupili miecznika. Zjedliśmy go na kolację ze smakiem.
Zabrałam na te dwa tygodnie 4 książki, a nie przeczytałam do końca jednej. Albo coś się działo, albo prowadziłam łódkę, albo bezmyślnie patrzyłam się na krajobraz lub horyzont. Relaks nad relaksami!


















